wtorek, 24 stycznia 2017

Pożyczone szczęście

Nie mam psa, chwilowo nie mogę mieć. Propozycja o zaopiekowaniu się dwoma na kilka dni była więc nie do odrzucenia. Znajoma wyjeżdża na trochę, dwa samojedy wymagają opieki. Ona i on żyją w psich relacjach koleżeńskich, mają odmienne charaktery. Ten, który jest mi bliższy, to jego charakter.
 

Dogoterapia już od pierwszego spotkania. Idealne połączenie dni wolnych z futrzastym towarzystwem. Trochę błogiego lenistwa, trochę głaskania, trochę spacerów, trochę radosnego przekomarzania i próby wzajemnego zrozumienia. Zapomnienie o troskach, wyolbrzymionych obowiązkach, zmęczonych myślach o pracy. Tak wiele zmienia nos, uszy, futro, łapy, psie ziewanie.

Dziesiątki radosnych chwil, pomruków, głaśnięć, tknięć nosem. Upominanie się o wyjście na spacer, o jedzenie, o zabawę. Same propozycje nie do odrzucenia.

Kilka wspólnych dni w takim towarzystwie. Na codzienne wyprawy ruszamy parami, Ewa trzymając Jogę, ja trzymając Oziego. W lesie puszczamy je ze smyczy – wolność, radość, spokój, pogoń za kijkiem, tarzanie we mchu, badanie nowego terenu.

Wracamy pełni tlenu, wraca Ania. Oddajemy jej psy, a w zasadzie to one same oddają się stęsknione właścicielce. My tu tylko przejazdem, na kilka dni, dla duszy, dla ciała, dla serca. My tu jeszcze wrócimy. Byliśmy w maju, wróciliśmy na dłużej jesienią. Czekamy na kolejne spotkanie w nowym roku.
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz