czwartek, 29 grudnia 2016

Powiedziałki sylwestrowe


"Trzymają mnie przy życiu tylko strefy czasowe" - 2016

"Mówiłem ci, że źle skończysz" - powiedział kalendarz do 2016 roku

"Szybko zapomnicie postanowienia oparte na kieliszku"

"Idź sobie" - powiedział nowy rzucając staremu śnieżką w twarz

"Nie możesz już na mnie liczyć, Jestem wykończony"

"Zamieniam się w notes" - kalendarz 2016

"Zostaw mnie w pokoju" - 2017 do 2016

"Cały ten trunek na twój rachunek" - 2016 do 2017

Zostały tylko godziny na stypę i urodziny

"Sylwester! Zamknij za mną drzwi" - 2016 

"Ostatnie życzenie? Zostawcie dla mnie miejsce w podręczniku" - 2016

"Skąd zmęczenie ma siłę aby mnie dopaść?"

Nikogo dziś nie zasmucił - wyszedł i nie powrócił


Ewa, dziękuję za klepsydrę.

środa, 28 grudnia 2016

SPA Lorda Vadera...

…czyli 10 rzeczy, które spodobały mi się w Łotrze 1.
1. Tytuł „Łotr 1”. Przed seansem obawiałem się, że będzie jeszcze co najmniej jeden dodatkowy odcinek łotra. Nie czytałem przed streszczeń fabuły i recenzji, więc z radosnym zaskoczeniem przyjąłem scenę, w której padła spontanicznie wymyślona nazwa pojazdu.
2. Śmierć dwójki głównych bohaterów, bez wcześniejszych miłosnych scen i pożegnalnych, długich pocałunków.
3. Niewidomy wojownik przypominający mi Dalajlamę, którego styl walki skutecznie zastąpił wymachiwanie laserowymi mieczami.
4. Obślizgły potwór więzienny dokonujący na pilocie badanie głowy.
5. SPA dla Lorda Vadera, czyli krótka scena ukazująca kąpiel chrypiącego rycerza ciemności w przezroczystym pojemniku z niewiadomą cieczą.
6. Latające pojazdy wykonujące ruchy żółwia.
7. Przemyślane, żartobliwe docinki czarnego droida przeprogramowanego na wspieranie rebelii.
8. Pojawienie się kilku trzecioplanowych wojowników przypominających kudłacze i żaby.
9. Retro mundury generałów z gwiazdy śmierci oraz ich ponure, odrażające twarze.
10. Ostatnia scena z księżniczką Leią, która okazała się dla mnie w dniu seansu „ukłonem” dla zmarłej właśnie Carrie Fisher. Niech „moc” będzie z Tobą…

http://www.starwars.com/films/rogue-one

środa, 21 grudnia 2016

Chłopiec z zapalniczką

To był ostatni wypalony papieros. Ostatnia smuga dymu rozproszona na mrozie. Zgasł tytoniowy żar, pozostały tylko zmieszane odcienie szarości i brudnej bieli. Dłonie drżą w dziurawych rękawiczkach. Co chwilę słychać dławiący kaszel i pociąganie nosem - mroźną mieszankę zaziębienia i żalu. Trzęsący ruch do kieszeni po błękitną, przezroczystą zapalniczkę.

Na dnie resztka płynu - dwie, może trzy łzy. Pstryk i nic, pstryk i nic, pstryk, iskra, drobny płomień osłonięty drżącą dłonią, niestabilny, chwiejny. Gasnąca sekunda po sekundzie chwila światła i znikomego ciepła, przenosząca do marzeń o promieniach słońca i ciepłych dźwiękach letniego morza. Jeszcze tylko kilka fal i całość powoli układa się na ziemi, zamarza razem z ciałem. Tuż przy nim wyschnięta studnia błękitnej zapalniczki.




niedziela, 18 grudnia 2016

W tajemnicy

Dobrze się zaczęło, przeszło w intrygujące rozwinięcie i nagle stop. Brak zakończenia, rozwiązania zagadki, odpowiedzi na kluczowe pytania. Resztę musi dopowiadać nasza wyobraźnia, porzucona na ostatnim znaku każdego opowiadania.

"Wieża boga" wpadła mi do rąk podczas wymiany książek. Zachęciła okładką, pojemnością i strukturą - krótkie opowiadania, na które łatwo znaleźć czas. Treść i forma najpierw zaskoczyły a potem wciągnęły. Każdy tekst przenosił w inne miejsce, inną zagadkę, tajemnice. Bohaterów stawiał w skomplikowanych sytuacjach, miejscach, światach. Raczej ich nie rozpieszczał, tylko porzucał w różnych stanach świadomości.

Jerzy Andrzej Masłowski zdobył nowego czytelnika, po 10 latach od wydania tego zbioru opowiadań. Teraz przeglądam co ma jeszcze do zaproponowania. To nie tajemnica: www.maslowski.com.pl


środa, 23 listopada 2016

FRIPP

Nie jestem fanatykiem jazzu, szczególnie tego w bardziej szarpanym wymiarze. Są jednak dni, nastawienie gdy żadna inna muzyka nie pasuje do mnie, do klimatu, nastroju. Co wtedy? Wtedy dobrze, gdy jest dobra płyta pod ręką.

W trakcie krótkiego wypadu do Poznania, nadarzyła się okazja aby uzupełnić zapasy na jesień. Przechodząc przy Rynku w ucho wpadło muzyczne zaproszenie z Fripp Sklep. Nie udało się zignorować syreniego śpiewu – zajrzeliśmy do środka. Już po nas.

W niewielkim pomieszczeniu tłumy płyt, wykonawców, tytułów ustawionych grzbietem do widzów. Aby tu się odnaleźć warto być przygotowanym do odwiedzin, wiedzieć czego chce albo zaufać skrytemu wewnątrz doradcy, zdać się na jego gust, prokonsumencką intuicję.

Wiedziałem czego chcę, wiedziałem ile chcę wydać. Na miejscu było wszystko. Walk Away, Włodek Pawlik Trio i Contemporary Noise Sextet. Na deser dostaliśmy w gratisie składankę, która fantastycznie wypełniła naszą drogę do domu.



Wszystkim fanom jazzu polecam uwadze:
Fripp Sklep
Stary Rynek 52 B
Poznań

www.multikulti.com

sobota, 29 października 2016

Dzielą nas ekrany

Już wiem, że telewizja oddala a nie zbliża, selekcjonuje a nie wskazuje obiektywne obrazy, otumania a nie rozjaśnia. Wiem to od dawna. Już wiem, że postawione płyty przy torach utworzyły depresyjne korytarze, tak aby nasz wzrok nie miał czego wypatrywać za oknami pociągu. Wielu podróżnym nie pozostaje zatem nic innego jak poszukiwanie urozmaicenia w przenośnym przyrządzie do wirtualnej komunikacji ze światem. Ktoś przez szybkę zbija kulki, ktoś szuka używanego samochodu, ktoś czyta doniesienia o zbrodni sprzed wielu lat.

Ekrany odrywają nas od rzeczywistości, od tych miejsc na które mamy realny wpływ, na ich polepszenie, zmianę. Jedne błyszczą, mamią zmiennością obrazów inne monotonicznie zasłaniają świat udając, że to po to aby nam było lepiej, bezpieczniej, ciszej. Całość wzmacnia gruba warstwa kitu wciśnięta przez nieznaną masę.

Witam na twoim ekranie.

wtorek, 18 października 2016

Wciąż we mnie dudni

Pan Włodzimierz Pawlik na swoim koncercie wystąpił w czerwonych skarpetach. Tyle z wrażeń wzrokowych, chociaż może warto dodać do tego kilka obrazów stanowiących ciekawe tło do całego występu. Reszta doznań to fantastyczna fala dźwięków, po której wstyd słuchać tego co leci w godzinach szczytu w stacjach radiowych.

Wtorkowy, wieczorny koncert wciąż jest w mojej głowie i pewnie będzie jeszcze dudnił przed snem. Jutro do odtwarzacza w samochodzie trafi płyta "Anhelli", która miała zbyt dużą przerwę na mojej półce. Na listę życzeń trafia album "Amerika". Włodek Pawlik Trio - uszy duszy!


poniedziałek, 17 października 2016

Blokowa intymność

Nie będę recenzował "Ostatniej Rodziny". Mogę napisać, że to bardzo dobry film, zachwycać się kadrami, wrażliwością, osobowościami, tematyką. Wg mnie wszedł jednak w miejsca, w których czuję się nieswojo, do cudzego mieszkania, lokatora, nie zawsze z czystymi butami. Nawet jeśli zrobił to za cichą zgodą gospodarza - który ma intrygujące obrazy na ścianach - to ja jednak kulturalnie dziękuję za wizytę i idę do siebie na herbatę.

Pomijając patologiczne przypadki - wymagające interwencji sąsiada - blokowe kwatery szukają odrobiny prywatności, o którą i tak ciężko w tych wielopiętrowych mrowiskach. Tabliczka zerwana ze słupa, wisząca na drzwiach do pokoju nastolatka wyraźnie ogłasza "wejście grozi śmiercią".

"Ostatnia Rodzina" - ocena 7/10


Foto: www.miluna.pl

sobota, 8 października 2016

God Save the Queen

W centrum Warszawy przy Wawelskiej 5, stoi zrujnowany stadion warszawskiej Skry. Zasłonięty tablicami reklamowymi, drzewami, placami parkingowymi stanowi idealny symbol stołecznego wstydu i zapomnienia. PGE Narodowy i Pepsi Arena błyszczą w światłach reflektorów, a poczciwa, stara Skra kryje się w medialnym cieniu. 



Media zachęcają nas do emocjonowania się krajowymi, piłkarskimi wydarzeniami na bardzo niskim, sportowym poziomie. Spirala wokół piłki kopanej została tak nakręcona, że pozostałym dyscyplinom ciężko trafić na czerwony dywan. Na bocznicę ostawiono także królową sportu. 



Od całkowitego zapomnienia lekkoatletyczny stadion Skry ratują wydarzenia w stylu "Test Coopera dla Wszystkich". Na organizację imprezy pozwala bieżnia, która na tle zniszczonej korony stadionu wygląda jak ekskluzywny dywan w zrujnowanej kamienicy. O tym aby zasiąść na trybunach można jednak zapomnieć. Lej po bombie.



Pewnie nakręcono o tym jakiś program, być może były także pisma do warszawskich włodarzy. Wygląda na to, że od lat jednak nikt nic w tej sprawie skutecznie nie zdziałał. Trudno zakochać się w Warszawie Sportowej, skoro ta nie jest stała w uczuciach wobec swoich najbliższych.   





  


poniedziałek, 3 października 2016

Jadowici

Jeszcze żadnej nie widziałem ale wyobraźnia podpowiada, że mogą być pod każdym kamieniem, w każdej kępie trawy, na każdej ścieżce, szlaku, drodze. Straszniejsze od upału, skwaru słonecznego. Ukrywają się wieczorem, w nocy grają w karty popijając kąśliwe trunki. W promienny dzień szukają ciepłych kamieni aby solidnie się na nich wygrzać.

Nie lubią ludzi, turystów, za to sporym sentymentem darzą to co ci po sobie zostawiają - a jest tego sporo. Dlatego czasem zaglądają w niebezpieczne miejsca aby móc nocą pochwalić się zdobytymi łupami w swojej gromadzie.

Nie każda jednak wraca na noc. Czasem w ciągu dnia drogi niektórych krzyżują się z drogami człowieka. Zazwyczaj obie strony rozchodzą się na boki, jednak bywa i tak, że w słonecznym zamroczeniu wpadają na siebie i dochodzi do tragedii. 

Bywa, że w tym samym dniu, w jednej górskiej okolicy odbywają się dwa pogrzeby. Podczas nich ludzie w swych głowach przeklinają żmije, a żmije chowają się w cień wspominając zmarłych.

Nie chodź złymi drogami, pod nogi patrz, nie tylko w niebo. Stąpaj uważnie, szlak przemyśl, nie próbuj siłować z naturą. Ta nam tyle dała, tak obficie, bez kaprysu, aby miejsca każdemu starczyło. Nam za mało wciąż było, wciąż jest za mało. Każde miejsce przez nas zadeptane. Tak mocno chcemy trwały ślad po sobie pozostawić, zadać krwawe rany naturze, zadać ból, zostawić co nam niewygodne. 

Ona pachnie, a my śmierdzimy. I aby smród nasz spłukać wyżywamy się na niej, żałośni, bezmyślni, leniwi. Czerpiemy ze źródeł nie dbając o nie. A gdy wyschną, opadną z nas liście, natura porzuci nas tak jak my porzucamy śmieci.


wtorek, 27 września 2016

Egoizm biegacza

W bieganiu lubiłem to, że jest moje. W okolicy nie było praktycznie nikogo, kto w takim tempie stawiał kroki. Miałem czas dla siebie, na własne myśli, wyzwania, satysfakcje i poczucie młodzieńczej wyjątkowości. Nie musiałem być najlepszy, wiedziałem że nie jestem, ale miałem swoją pasję, zaznaczone biegiem rewiry.

Przygotowanie do maratonu było ekscytującym wyzwaniem. Główny, samotny, trzydziestokilometrowy trening przed nim okazał się pierwszym tak dużym prywatnym zwycięstwem. Pokonanie Maratonu Warszawskiego w liczniejszym gronie odnotowałem jako wspaniałe ukoronowanie całego wysiłku. Odciski, skurcze, meta, satysfakcja.

Teraz jestem biegowym leniem. Po kilkunastu latach nie chcę biegać. Bieganie już nie jest moje, ścieżki wydeptują inni, liczni miłośnicy tej formy ruchu. Medal i dyplom trzymam w szufladzie. Wybiegam wyłącznie myślami.

Taki długodystansowiec lubi samotność, własne trasy, miejsca. Charakter kształtuje w indywidualnej walce z lenistwem, słabościami, w wewnętrznym monologu. Przemoknięte kilometry, zdyszane powroty do domu, tętno mierzone pod furtką, ciche rekordy życiowe wpisane do notatnika. Prywatne brawa, gratulacje przed snem, od serca.

Powodzenia!


Foto: http://miluna.pl/bieg-wolnosci/

wtorek, 20 września 2016

Przedział

Prawie wszyscy mają zatkane uszy. Wąskie przewody wędrują z różnych kieszeni do góry, pod kosmyki włosów, pod czapki, do małżowin, do wnętrza. Prywatne dudnienia, melodie odosobnienia. Prawie wszyscy nie słyszymy jej szlochu z końca przedziału.


poniedziałek, 19 września 2016

Powiedziałki połowowrześniowe

Czasem powstają z lenistwa, czasem z braku czasu albo miejsca na zapiski. Często same zamykają się w kilku słowach nie odczuwając potrzeby kontynuacji. Niejednoznaczne, wielowarstwowe, krótkie. Jakie jeszcze? To już zależy nie tylko ode mnie ale i od ciebie. Zapraszam po pierwsze powiedziałki. Kolejne już za tydzień.

***

Do kogo prowadzi droga donikąd?

***

Potrzeba mgły aby więcej zobaczyć

***

Zwolniony z pracy
Zatrudniony do życia


***

Długi spacer, który nie ma sił na rozmowę

***

Pies żyje chwilą, którą głaszczemy

***

Taki koncert, na którym proszono o ciszę

***

Dotarł na czas w innym miejscu



Foto: www.miluna.pl

piątek, 16 września 2016

Zasłonki

Tej chłodnej nocy księżyc nie jest osamotniony. Przy drodze, w trzeciej kamienicy, na czwartym piętrze po lewej stronie w jednym z pomieszczeń świeci światło. Zostając na zewnątrz widzimy dzięki temu dwa jasne kształty wybijające się z ciemnego obrazu - księżycowe koło, dojrzewające od kilku dni do swej pełni oraz okienny prostokąt, delikatnie podzielony na cztery mniejsze ramki.

Okienną stabilność światła zakłócają od czasu do czasu ciemne kształty przemykające za szybami. Chwilami także księżyc daje się skryć za zasłonami chmur, aby zaraz nieodczuwalne podmuchy przywróciły porządek światła.
 

Cisza nocna, dwa źródła jasnych promieni - naturalne, okrągłe słoneczne lustro i cienka sprężynka ukryta pod szklaną powłoką atakowaną przez szare motyle. Tak pod czujnym, księżycowym okiem mijają nocne chwile. 

Północ, pierwsza, druga, druga szesnaście, może siedemnaście. Nowe światło, cztery wąskie okna w kolumnie budzą w środku nocy rozpalone żarówki klatki schodowej. Gdzieś na górze skrzypnęły drzwi, prostokąt w oknie gaśnie dołączając do śpiących, sąsiednich okien. Krótki trzask domykanych drzwi, dźwięk klucza przekręconego w zamku. Kroki z góry na dół. Roznosi się nocne echo. 

Cień wybiega na zewnątrz potrącając porzuconą, pustą butelkę. Ta zatacza się na ulicę, pobudzając węszące w podziemiach szczury. Spoglądają z dołu w stronę śniętego nieba. Ich czerwone spojrzenia przez kanałową kratkę sięgają do żółtego księżyca, po czym wracają z powrotem na wilgotny przegląd ciemności.





czwartek, 15 września 2016

Zaległości

Tak trudno jest się ich pozbyć. Ustawione obok siebie w różnych miejscach na półkach są stałym obserwatorem naszej domowej codzienności. Część na stałe zapomniana, część niedotykana od lat. Różne tytuły, różne okładki, różne historie i różni odbiorcy. Sentyment, przywiązanie, poczucie własności utrudniają przekazanie ich w inne ręce, miejsca, regały.

Na jednym piętrze te z epoki kilku pokoleń, historyczne serie, epopeje. Na następnym wspomnienia z dzieciństwa połączone z pamiątkowymi lekturami z dedykacją. Wyżej seria SF i odrobina Fantasy. Dalej wyróżnione, ulubione serie wydawnicze, faworyzowani autorzy. W innym rejonie miejsce na poezję. Na nowym regale pięciopiętrowe skupisko książek wyłonionych w księgarnianych konkursach piękności.

W szafkach zapomnienia, w ciemnościach, zamknięte tytuły, które nie pasują do tego miejsca, czasoprzestrzeni. Ale przecież książek nie wolno wyrzucać, palić, niszczyć. Przekazać nie ma jak, nie ma komu – tak nisko je wyceniamy. W ich świecie nie ma eutanazji.



Wróćmy do tych, co mają szansę zaznać dotyku światła. Od niedawna ich stałe miejsce jest bardzo zagrożone przez akcję „Półki do Spółki”. Przynieś kilka wybranych książek, oddaj, wybierz dla siebie inne, przekazane przez kolejnego uczestnika akcji. Oddać słaby tytuł, złowić mocny? Już po pierwszej przeżytej wymianie wiadomo, że to obciach. Tyle warta wymiana co podejście jej gości.

W sobotę kolejna akcja. Pięć tytułów gotowych do przekazania:

„Bidul” – Mariusz Maślanka
„Między grzecznością a szczerością” – Duke Robinson
„Agenda 21” Glenn Beck, Harriet Parke
„Reputacje” – Juan Gabriel Vasquez
„Poza ciszą” – Jonathan Carroll

Kto w zamian pojawi się w ich miejsce, w nowym miejscu przygotowanym na jesienne spotkanie przy kawie? Tego dowiem się już wkrótce. Na półkach nadal pozostało wiele zaległości.


Chętni na wymianę? Zajrzyjcie na "Półki do Spółki"


wtorek, 13 września 2016

Autostrada Wolności

Tysiące drobnych istnień zakończyło swój żywot na Autostradzie Wolności. Ślady zbrodni pozostały na szybach. Zbrodniarze starali się szybko ich pozbyć używając specjalnych płynów i wycieraczek. Sztuka zatarcia śladów mimo wielokrotnych starań nie została zakończona sukcesem. Wiele twardych dowodów nadal pozostało przyklejonych, wgniecionych w masywną, szklaną powierzchnię.
 

Przezroczystość nie pozwoliła zapomnieć o krwawych aktach, nawet tych odnotowanych kilka godzin temu. Sprawcy zbrodni uznający te wydarzenia za całkowity przypadek, nie zważając na nic mknęli dalej do własnego celu. W ich podróż nie były wkalkulowane żadne drobne ofiary, liczyły się wyłącznie czas, kilometry, litry paliwa. Z nocnym deszczem cała historia spłynęła do kanału.


niedziela, 11 września 2016

Konitwa

Gonitwa dobiegła końca
rumaki dotknęły wieczoru
teraz wiadro wody
do stajni do boksu na słomę
lekkie klepnięcie dla otuchy
przed wybiegiem w sen
przez przebicia strzechy
spojrzenie w gwiazdy
aby pociągnąć marzeniami
swój mały i duży wóz



Foto: www.miluna.pl

sobota, 10 września 2016

Przesłuchanie

Żaden hałas, światło, tylko jakiś fragment snu, zbłąkanego wspomnienia przebudza mnie w środku nocy. Próbuję szybko wrócić w objęcia snów - nie mogę. Już mnie dopadły niechciane myśli, cała kartoteka zaniedbań. Najpierw to co powinno być zrobione wczoraj a zostało odłożone na jutro, potem po kolei pochowane po szufladach, zamiecione pod dywan wewnętrzne niewygody. Zmięte, zwinięte, zgniecione teraz dają znać o sobie - odroczone wyroki, utrapienia. Sumienie rozpoczyna nocne przesłuchanie - przyparty wzrokiem do sufitu, bez adwokata przyjmuję kolejno wymieniane winy. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Zaniedbania zwołały naradę nocnych lęków, ściągając mnie w stronę bezsenności. Gdzieś między drugą a trzecią podpływa tratwa ze znajomym sternikiem. Ciepła dłoń wyciąga mnie z fali zakłopotania, lekki podmuch szeptu wpada do ucha - dasz radę, wierzę w ciebie, masz siłę... Faluję, dryfuję, usypiam na nowo. Rano budzę się na brzegu łóżka.


Foto: www.miluna.pl

czwartek, 8 września 2016

Główkowanie

Co dwie to nie jedna, nie jedno chodzi po drugiej, nie jedno się w obu czasem przewraca, i wcale jedna z nich nie myśli wciąż tylko o drugiej, co wcale nie oznacza że myśli tylko o jednym, choć czasem coś którejś wpadnie do środka, aby mieć z nich ból, czasem wpada obu naraz, bywa jednak i tak że nic do nich nie przychodzi tylko się wewnątrz przewraca, ale co najważniejsze oboje na niej stają aby było dobrze, oczko w niej.
 




wtorek, 6 września 2016

Ulica Obojętna

Pod kamienicą, przy rynku dziesiątki turystów co chwila zmienia swe role, raz będąc obiektem fotograficznym, raz panem obiektywu. Pod ich nogami przemykają gołębie, szukające okruchów na bruku. W tle fotografii wzorzysta fasada budynku. Wewnątrz zapach wilgotnych ścian, szarych, postrzępionych schodów. Na parterze mijamy starą, metalową skrzynkę na listy. Dziewięć schodów, drzwi i drzwi, dziewięć schodów, zamknięte okno, dziewięć schodów drzwi i drzwi, dziewięć schodów, przymknięte okno, dziewięć schodów, niedomknięte drzwi...

„w pustych domach są puste pokoje
w których tykają zegarowe chwile
nie żadne tik tak tylko bicie serca
w szarym, bezwładnym, samotnym pyle”


Gdybym palił, dodałbym w rogu popielniczkę, kilka petów, może nawet dym z dopalającego się papierosa. A tak pozostawiam to miejsce prawie puste, z odrobiną promieni słonecznych wbijających się w tą całą szarość przez okienne szczeliny. Wychodzimy.

Zdjęcie objęło wiele: mały stragan, kilka gołębi, w tym jednego podrywającego się do lotu. W rolach głównych ujęło grupę znajomych złapanych w kolejnej fotograficznej konfiguracji. W tle załapała się para w świeżych, młodzieńczych objęciach. Po lewej stronie fragment wejścia do kamienicy, po prawej stronie za chwilę skryje się całe tylne koło roweru. Na dole, na bruk pada kilka cieni. Zdjęcie, ujęcie, objęcie...
   
W ramach nie zmieściło się drugie piętro, nie zostało ujęte. Obojętne.




sobota, 3 września 2016

Ruska łódź podwodna

Warto w piątek ruszyć cztery litery, przejechać ponad trzysta kilometrów i wylądować weekendowo nad morzem. To przekonanie wspiera los, który jeszcze w sobotę rano groził szarymi chmurami a już po jedenastej odsłonił słońce. Pierwszy raz w tym roku idziemy na plażę. Dzięki porannej szarudze jest o wiele mniej ludzi. Dodatkowo jesteśmy w rejonie, który nie jest zbyt mocno oblegany. Jest bosko.

Morze wycisza. Od tematu morza nigdy nie rozpoczynaj spotkań poetyckich. Przez nie bardziej zamykamy się na siebie niż chcemy otworzyć. Zasłyszane w klubie studenckim kilkanaście lat temu. Przypominam sobie o tym leżąc na śpiworze rozłożonym na piasku. Tuż obok sympatyczna brzózka delikatnie szepcze do ucha i cieniem głaszcze po plecach.  

Woda mokra i zimna - to już sprawdzone. Kaczki siedzące na falochronie podirytowane naszą obecnością zabrały ręczniki i poleciały dalej. Na zatoce mnóstwo małych żagli. Jest bosko.

Plaża to nie tylko piasek. Są tu porozrzucane resztki muszli, drewienka, pióra. Przed wydmami źdźbła trawy, trzciny. To wszytko oczywiście opis w wersji optymistycznej. W przekazie pominięto syf pozostawiony przez pseudoturystów. Jakiś pies wysikał się w miejscu, w którym po kilku minutach kolejny plażowy przybysz rozłożył swój ręcznik. Jest bosko.

Nieopodal tego uroczego zbioru ziarenek stoi wojskowy radar, bezustannie liczący punkty na morzu. Kapitan rosyjskiej łodzi podwodnej pisze swój pamiętnik. Skończyło się wino.



czwartek, 1 września 2016

Policz do dziewięciu

Rudka wiele razy powtarzała aby szanował każde życie. Niewiele sobie z tego robił, nawet kiedy odeszła na zawsze gdy marnotrawił swój piąty żywot. Dopiero kiedy został mu ostatni - dziewiąty - zrozumiał znaczenie tego co minione, zatracone przez własną lekkoduszność, nierozwagę, złe towarzystwo bądź też nadzwyczajny brak szczęścia.
 

Pierwszy zatracony przez niefortunny skok z balkonu pod wpływem dwóch rozkosznie miauczących pod blokiem kotek. Drugi rozszarpany na strzępy przez zatargi z Budrysem. Trzeci utuczony, przeżarty, leniwy, nawet na chwilę nieprzekraczający granic domowego parapetu. Czwarty najkrótszy - ledwo narodzony, ślepy, a już wrzucony do studni. Piąty nieposłuszny, nieuważny, niewystarczająco przebiegły aby uciec spod kół samochodu. Szósty zbyt pewny siebie, wyniosły, z zadartym nosem i wąsami, zakończony podczas nocnych walk przy śmietnikach. Siódmy opuszczony przez wakacyjny wyjazd, zatrzaśnięty nieopatrznie w ciemnościach garażu. Ósmy zatruty ciągłą pogonią za myszami, usidlony ukrytą dla nich trutką. Wreszcie dziewiąty, pełny, dojrzały, spędzony na gorącym, kaflowym piecu wieczorynki, w towarzystwie białego Filemona, ganiającego cały dzień za wróblami. Ostatni, przynoszący przed każdym snem refleksję - jak po tym wszystkim nie bać się żyć? Na koniec jednym, bardzo sennym okiem, zerka na rozpoczynającego drugie życie Filemona. Wzdycha.



foto: www.miluna.pl
 

środa, 31 sierpnia 2016

Kosmici

Przelatując nad Ziemią para istot o nieludzkich kształtach właśnie popijała kawę. Obcy zatrzymali na chwilę swój pojazd kosmiczny i spojrzeli w stronę planety. Na ogromnej szybie pojawiały się zbliżenia poszczególnych rejonów, które akurat budziły ich ciekawość. Specjalna aparatura podłączona do szyby dokonywała pomiarów i wyliczeń, ułatwiających widzom szybką analizę. Przetwarzanie danych z ogromnych obszarów trwało tylko kilka sekund w skali ziemian.
 

Gdy kosmici dopili kawę, zaczęli przegryzać pozostałe po napoju kubki - każdy w ulubionym smaku, dopasowanym do ich charakteru. Gdy dojedli do końca, w centralnym punkcie szyby pojazd wyświetlił końcowy raport. Kosmiczni turyści wymownie spojrzeli na siebie. Obcy odpowiedzialny na statku za monologi zamknął temat jednym zdaniem. “Lecimy stąd, z nimi się nie dogadamy”. Niewykrywalny dla ziemian statek kosmiczny skręcił w lewo za księżycem i zniknął.


wtorek, 30 sierpnia 2016

Zapalenie ucha

Pisałem ostatnio o zespole We Trust. Jeden z jego utworów mocno wpadł mi do głowy. "Skoro jest taki jeden dobry, to może będzie ich więcej" - pomyślał słuchacz. Zajrzał do internetowej szuflady i ze sterty różnych teledysków wyszperał "There Must Be a Place". Obok We Trust w rolach głównych wystąpiła grupa Best Youth.


To było muzyczne wydarzenie ostatniego tygodnia. Otworzyło szerzej kolejną muzyczną kartotekę pominiętą przez nasz krajowy rynek. Best Youth z wokalistką Catariną Salinas są totalnie zaraźliwi - dźwięk, obraz, klimat wchłaniają.

Kolejny w tym łańcuszku Moullinex nie dał rady wyciągnąć mnie na stronę. Pozostaję nadal w kąciku z Best Youth.

Do usłyszenia!



poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Słuchanie Kukułki

Zabranie się za ten kryminał zajęło mi sporo czasu, a miałem go już pod ręką kilka lat temu przy okazji blogowego działania dla Inspiracji Kawowych. Robert - autor notatnikkulturalny.blogspot.com - wydobył dla nas na konkurs kilka egzemplarzy, które szybko poszły w świat. Mimo jego zachęcającej recenzji  inspiracjekawowe.pl/recenzja-z-kukulka/ nie wpisałem tej książki na listę priorytetów. Trafiła do mnie dopiero w sierpniu, w formie audiobooka przy okazji poszukiwania dobrego, płytowego towarzystwa na drogę.

"Wołanie Kukułki" okazało się dobrym wyborem. Sam kryminalny wątek nie był jednak dla mnie najmocniejszą stroną. Na podium ustawię w kolejności: postać detektywa Cormorana, lektora Macieja Stuhra i sekretarkę detektywa - Robin. Pozostałe kwestie stanowią zgrabne ale niezbyt mocno pociągające tło. Wersja książkowa jest pewnie i tak godna polecenia jako dobry kąsek na lekki, przyjemny weekend z brytyjskim kryminałem.

Wersja "słuchowiskowa" to kolejny popis Macieja Stuhra, który rewelacyjnie ubarwia głosem każdą postać. Nie przechodzi leniwie jednym tonem przez całą lekturę, ale nadaje wszystkim odrębny charakter, umiejętnie budując nawet trudne dialogi między twardym mężczyzną a delikatną i wrażliwą kobietą. W niektórych przypadkach aktor jest bliski falsetu - takie charaktery kilku postaci także znajdziecie w tej londyńskiej opowieści.

Podsumowując i dalej nie recenzując polecam audiobook. Po krótkiej przerwie z chęcią sięgnę po kolejną płytę z kryminalną opowieścią autorstwa Roberta Galbraitha, który bardzo dobrze wykorzystał przerwę kawową po pracy nad Harrym Potterem.

Do usłyszenia!


sobota, 27 sierpnia 2016

Mediolan uchwycony

W listopadzie na tydzień wylądowaliśmy w Mediolanie. Okazało się, że był to najchłodniejszy czas w roku, więc klimat sprzyjał wpadnięciu w depresję. Szaro, chłodno, czasem deszczowo. Nastąpiła szybka weryfikacja naszych wyobrażeń o ciepłym, słonecznym pobycie w Milano.

Sytuację uratowało dobre towarzystwo, spacery, kawa, sery i wino. Sam Mediolan nie powalił mnie na kolana - z całego wypadu bardziej będę wspominał jednodniową wizytę w Bolonii. Z obu miejsc poza pamięciowymi wrażeniami pozostało wiele zdjęć Ewy.

Ewa tradycyjnie wyłapała własny klimat miejsc, uliczek, ludzi i towarzyszących im czworonogów. Dziś wybrane fotografie trafiły na ściany naszej ulubionej restauracji Videlec. Zajrzyjcie w wolnej chwili do środka i zerknijcie na ścianę przy schodkach. Zapraszamy na małą teleportację z Warszawy do Mediolanu. Do zobaczenia!

Wystawa zdjęć:
Restauracja Videlec
ul. Grójecka 194, Warszawa
www.restauracjavidelec.pl




Dla leniwych:

Przechodnie z Mediolanu na blogu Ewy: http://miluna.pl/przechodnie/




piątek, 26 sierpnia 2016

Nadrodzice

Jestem pełen podziwu dla wielu rodziców dzieci "niepełnosprawnych". Wielokroć gdy zaczynam narzekać w duszy na swoje wyolbrzymione problemy, myśl o ich postawie i energii do życia przywraca wszystkie prywatne troski na odpowiednie miejsce w skali.

Celowo w tym tekście piszę o rodzicach a nie podopiecznych. Ich rola w przekazach medialnych ustawiana jest zazwyczaj jako drugoplanowa. Myślę, że w życiu wiele musieli poprzestawiać aby dostosować się do trudnej sytuacji - zweryfikować plany, ambicje, marzenia.

Podziwiam ich zapał i umiejętność zebrania się w skutecznie działające i wspierające społeczności.
Skąd biorą na to energię i czas? Pewnie bardziej szanują każdą minutę, a przez trudniejszą lekcję życia mają inne podejście do stawianych zadań, wyzwań, problemów.

Wśród nich są też niesamowici liderzy - mocne, twarde charaktery. Napędzają całość, przekazują ogromny ładunek energii, cały czas będąc ogromnym oparciem dla swoich podopiecznych. Życzliwi, energiczni ale i wymagający, skupieni bardziej na innych niż na sobie.

Z pewnością jest wiele osób, które sytuacja przerasta. Jednak te które poznałem w kilku miejscach dzięki zbieraniu się w grupy wsparcia, otwarciu na wspólne akcje i inicjatywy pokonują łatwiej wiele barier. Warto się czasem temu przyjrzeć z bliska, nawiązać relację, zbliżyć. Obojętność pozostawia nas wyłącznie z prywatnymi, wyolbrzymionymi przez chorą wyobraźnie problemami.

Jedna z okazji już we wrześniu. Pomagamy biegiem w Nadarzynie! www.szlakiemteczy.pl



czwartek, 25 sierpnia 2016

Wpadło do głowy

Kupiłem muzyczną składankę. W pudełku cztery płyty, na których wydawca zamieścił chilloutowe nagrania raczej rzadko puszczane przez krajowe rozgłośnie radiowe. Pierwsze przesłuchanie odbyło się w samochodzie, kolejne w domu. Następne ponownie w samochodzie, gdzie przez ucho do głowy wdarł się na długo jeden utwór.

Kiedyś takie sytuacje zdarzały się częściej ale bardziej za sprawą stacji radiowych, które ciągłym powtarzaniem wylansowanych hitów wkręcały mi je do czaszki. Teraz jednak temu przyjęciu do środka towarzyszył inny klimat i nastawienie. "Time (Better Non Stop)" zespołu We Trust przyjął moje zaproszenie, rozgościł się wygodnie. Po kilku wspólnie spędzonych  godzinach postanowił pozostać na dłużej. Często zagląda na kawę, czasem rusza ze mną we wspólną podróż. Na pożegnanie zawsze woła - do usłyszenia!


środa, 24 sierpnia 2016

Liga mistrzów

Nie umiem oglądać spotkań polskiej ligi piłki nożnej. Łatwiej obejrzeć odcinek słabego serialu, tym bardziej że trwa zazwyczaj krócej niż 90 minut. Wiem, że po boisku biega wielu zdolnych piłkarzy, którzy włożyli wiele wysiłku aby trafić do naszej ekstraklasy, ale na ekranie wciąż wygląda to mało ciekawie. Może gdybym był zatwardziałym kibicem którejś z drużyn spojrzałbym na to krajowe zjawisko piłkarskie trochę przychylniej. Wciąż jednak mam w pamięci "Piłkarski Poker", "Fryzjera", kolejki cudów. Wolę zatem zaangażować swoje emocje w naszą lokalną ligę mistrzów.

Od kilkunastu lat spotykamy się co tydzień na środowej lub czwartkowej piłce. Na szczęście nikt tego nie nagrywa, a komentatorów zastępują nasze prywatne analizy pomeczowe. W grę wkładamy wiele serca, a jak ktoś odpuszcza szybko dostaje słowną reprymendę. Bywają lepsze i słabsze mecze, bywają tak tragiczne że szkoda na nie blogowych słów. Są jednak wciąż małe marzenia i chwile chwały gdy piłka po kilku podaniach trafia pięknie do bramki przeciwnika. 

To nasze półtorej godziny gry w lidze mistrzów. Potem część z nas udaje się na odnowę biologiczną i uzupełnianie płynów, a część wraca prosto do swoich domów. Wielu z nas - w tym ja - jeszcze przed snem przypomina sobie najlepsze akcje, ciekawsze od powtórek na stadionowych telebimach. 

Także dziś jestem świeżo pod wrażeniem rozegranego wieczorem spotkania. A już za tydzień kolejny mecz o mistrzostwo - bez trybun, bez kibiców, ale z wielkim sercem do gry.  


wtorek, 23 sierpnia 2016

Pochwała lenistwa

W ciągu dnia wciąż jesteś na telefonicznej smyczy. Zerkasz co chwila na ekran smartfonu, sprawdzasz pocztę, facebook, instagram, twitter. W międzyczasie wpada kolejny sms. Telefon jest przy łóżku, przy śniadaniu, obiedzie, kolacji. Nie pozwala spokojnie przeczytać artykułu, spojrzeć rozmówcy w oczy, skupić się chociaż na 5 minut.

Jak nie telefon, to komputer. Włączony nawet przez kilkanaście godzin na dobę. Przykuwa uwagę, wciska wzrok w ekran, w kilka otwartych kart przeglądarki, pocztę atakowaną przez spam i mało ważne maile. Po selekcji wydobywasz tych kilka istotnych. Pracowałeś nad czymś ale właśnie wpadł następny spam, przyszedł sygnał, że ktoś cię zaczepia na "fejsie". O czym to ja myślałem?

W nocy często się budzisz. Po kilkunastu minutach kręcenia się i próby liczenia baranów wstajesz z łóżka. Budzisz do życia ekrany. Przeglądasz te same strony, podobne artykuły, obrazy, aż do otępienia, do stanu który błaga o ponowne ułożenie głowy na poduszce. Po kilku godzinach budzi cię dźwięk w telefonie. Wyłączysz go najpierw spoglądając na mały ekran.

Tak, to jest chore - złe nawyki, odruchy, przyzwyczajenia. Potrzebne jest ostre odcięcie od źródła zasilania. Urlop. Wyjazd. Tydzień na wsi. Laptop został w domu, komórka blisko, ale na szczęście wyłączona. Ceremonię odcięcia poprzedził komunikat do ekranowego świata - nie ma mnie, dacie radę, a ja wkrótce wrócę. 

Cisza, spokój, inne doznania, inne dźwięki. Zmysły inaczej wyostrzone, wzrok karmiony zdrowymi obrazami. Dzień po dniu lżej na głowie. Noc po nocy spokojniej, dłużej, pełniej.

Na dodatek, na taniej książce wpada dobry tytuł. "Sztuka leniuchowania" zdaje się to wszystko tak dobrze rozumieć. Strona po stronie tłumaczy, przypomina, doradza. Wszystko niby takie proste, jasne, zrozumiałe. Jest zachęta by zmienić nastawienie, głębiej oddychać, mniej się przejmować, więcej odpoczywać.

"Próżnowanie można zdefiniować jako sztukę niepoddawania się nieustannej gonitwie za naszymi (własnymi lub wmówionymi) pragnieniami, zdolność do zatrzymania się w swym zabieganiu po to, by się rozkoszować szczęściem chwili". Ulrich Schnabel, "Sztuka leniuchowania".

Książka okazuje się idealnym towarzyszem tego spokojnego czasu. Po powrocie do zabieganej codzienności, kilka zapamiętanych i spisanych zdań pozwala trzymać bardziej kontrolę nad sobą. Do pełnej zmiany wciąż bardzo daleko, być może jest to nieosiągalne. Dzięki książce chwile spędzone nad tym wpisem zachęcają aby inaczej spędzić popołudnie - bez ekranu.









poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Okruchy po igrzyskach

Chleba i igrzysk! Igrzyska skończone, a nam pozostały resztki chleba. Ten wypiekany w RIO przez naszą reprezentację miał być w tym roku wyjątkowo smaczny. Media narobiły takiego apetytu, że pod piekarnią w upale stały długie kolejki kibiców. Dzień po dniu apetyty jednak malały a chleb czerstwiał. Na koniec zostały same suchary. A przecież w piekarni tyle dobrej mąki!

Mamy jedenaście krążków, króla strzelców, rekord świata, z góry osądzonych i skazanych dopingowiczów, męskie łzy po rzucie młotem, kilka zawalonych planów lotu do RIO, rewelacyjnego bramkarza z ciężkim krzyżem... W całkowitym rozrachunku chyba jednak więcej bólu i poczucia przegranej niż radości i powodów do zadowolenia. 

Po zapowiadanym, cudownie wypieczonym chlebie pozostały tarzające się okruchy komentarzy. Za kilka dni będzie już po krzyku. Ruszą nowe ramówki, nowe odcinki klanu, ojca Mateusza. Telewidzowie zaczną wchłaniać inne kanapki. W tym czasie zawodnicy będą już dalej w samotności, walczyć na treningach o lepszą przyszłość.