Pod kamienicą, przy rynku dziesiątki turystów co chwila zmienia swe role, raz będąc obiektem fotograficznym, raz panem obiektywu. Pod ich nogami przemykają gołębie, szukające okruchów na bruku. W tle fotografii wzorzysta fasada budynku. Wewnątrz zapach wilgotnych ścian, szarych, postrzępionych schodów. Na parterze mijamy starą, metalową skrzynkę na listy. Dziewięć schodów, drzwi i drzwi, dziewięć schodów, zamknięte okno, dziewięć schodów drzwi i drzwi, dziewięć schodów, przymknięte okno, dziewięć schodów, niedomknięte drzwi...
„w pustych domach są puste pokoje
w których tykają zegarowe chwile
nie żadne tik tak tylko bicie serca
w szarym, bezwładnym, samotnym pyle”
Gdybym palił, dodałbym w rogu popielniczkę, kilka petów, może nawet dym z dopalającego się papierosa. A tak pozostawiam to miejsce prawie puste, z odrobiną promieni słonecznych wbijających się w tą całą szarość przez okienne szczeliny. Wychodzimy.
Zdjęcie objęło wiele: mały stragan, kilka gołębi, w tym jednego podrywającego się do lotu. W rolach głównych ujęło grupę znajomych złapanych w kolejnej fotograficznej konfiguracji. W tle załapała się para w świeżych, młodzieńczych objęciach. Po lewej stronie fragment wejścia do kamienicy, po prawej stronie za chwilę skryje się całe tylne koło roweru. Na dole, na bruk pada kilka cieni. Zdjęcie, ujęcie, objęcie...
W ramach nie zmieściło się drugie piętro, nie zostało ujęte. Obojętne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz