Pamiętam z dzieciństwa ryzykowną, przykrą sytuację. Na koloniach poszliśmy nad kąpielisko. Nie potrafiłem pływać stąd raczej trzymałem się brzegu, płycizny. Po jakimś czasie dołączyłem do zabawy przy pływającym konarze. Złapałem za jego koniec, nie zwracając uwagi, że ten oddala się od brzegu, a w dodatku w pewnym momencie obrócił się z mojej strony na głębinę. Spanikowałem, próbowałem wołać o ratunek, ale woda wdarła mi się do gardła. Zacząłem tonąć. Przytomnie z opresji uratował mnie starszy kolega. Dzięki niemu nie doszło do tragedii. Żyję, mam czym oddychać.
Okazuje się, że jednak nie do końca. Jakość powietrza jest obecnie tak krytyczna, że wracają właśnie skojarzenia z tonącego dzieciństwa. Toniemy, a co gorsza wszystko dzieje się na oczach mediów, różnych władz, sąsiadów, nas samych. Ciężko o ratunek bo ważniejszy jest karambol ministra, kolejne historyczne spory, teczki, symbole wolności. Skoczkowie wygrywają za granicą więc nie ma się czym przejmować. Strach pomyśleć, że tym razem nie ma w pobliżu starszego, przytomnego kolegi, który wyciągnie nas z opresji. Pozostaje założyć maskę i szybko nauczyć się pływać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz