Opalamy stopy procentowe
Osoba Postronna
Blog spostrzegawczy
piątek, 8 lipca 2022
wtorek, 9 stycznia 2018
Sportowa depresja
Nie ma dobrych wieści dla świadomych wielbicieli sportu.
Systemy rozgrywek, wydarzenia masowe zmierzają w jednym kierunku – napchania kieszeni
dużych korporacji. Sportowi celebryci, kolekcje ubrań i gadżetów, media są
tylko narzędziem do pompowania tego chorego balonika. To co ogląda fan,
telewidz to zgniłe jabłko zapakowane w atrakcyjne pudełko z wypisanymi zgrabnie
idealistycznymi hasłami. Tak łatwo do sportu przypisać patriotyzm, zdrowie,
równość, pokój, heroizm (opakowanie). Tak trudno przyznać się do układów, manipulacji,
korupcji, dopingu, oszustwa (zawartość).
„Sport nie istnieje” ukazuje konkretne przykłady sportowej
zgnilizny, bez taryfy ulgowej dla różnych federacji, organizatorów. Dostaje się
zarówno ekipom znanym z naszego krajowego podwórka jak i światowym, olimpijskim
magnatom. Ukazane fakty z różnych środowisk są tym bardziej bolesne, że w
książce nie ma podanego lekarstwa – to ostra diagnoza zjawiska, w teorii
nokautująca współczesny sport. W praktyce cały system pędzi dalej, na dopingu,
na manipulacyjnej broni masowego rażenia i to wcale nie w interesie idei „sport
to zdrowie”.
Skoro sport ma nas doskonalić dla odreagowania pozostaje
czwartkowy mecz z kumplami, w markowych, jaskrawych halówkach z przeceny, historycznej
koszulce polskiego producenta (z amatorskich rozgrywek ligowych). Ewentualnie przebieżka
po mieście z maską antysmogową lub wypad na pływalnię...
Wszystko będzie dobrze – przecież turniej Czterech Skoczni
wygrał Kamil Stoch.
"Sport nie istnieje"
Jan Sowa, Krzysztof Wolański
Wydawnictwo W.A.B.
Foto: Ewa Milun-Walczak
Jan Sowa, Krzysztof Wolański
Wydawnictwo W.A.B.
Foto: Ewa Milun-Walczak
środa, 11 października 2017
Jesiennik
W jesienniku chłód wpada do środka, nie pyta o zdanie, trzaska drzwiami, budzi w środku nocy. Otwarte za zimno, zamknięte za gorąco. Natłok kałuży, złych informacji, miejsca dla siebie. Za dużo kawy, wyszkolonych z pastwienia, bladych zmęczeń, morderców wartości. Dobry telefon, stary znajomy, trochę lepiej, miły szalik. Jeszcze chwila będzie biało, coś zasłoni, coś ukryje, czegoś braknie, coś się zjawi. Przetrwać jesień, zlać toksynę, niech spłynie strumieniem zapomnienia, do martwego morza złości. Myśli z deszczem, na parasol, stąd do siebie, ukojenie. W jesienniku planuję wyjeść całą śliwkową konfiturę.
sobota, 22 lipca 2017
Boskie Loki
Bogowie powinni przyznać specjalną nagrodę dla Gaimana, który cały czas dba o to aby pamięć o nich nie zaginęła. Cześć z nich znowu zawdzięcza pisarzowi swoje literackie życie. Gaiman zna ich wszystkie zwyczaje, historie, słabości. Przybliża to wszystko tak, jakby siedział z nimi przy stole i wszystko dokładnie nagrywał.
Właśnie skończyłem Mitologię Nordycką, którą polecam szczególnie fanom serialowych "Wikingów". Poznacie bliżej Odyna, Thora, olbrzymów, zdolnych karłów oraz inne ciekawe postacie pełne cech boskich oraz bardzo ludzkich słabości. Kluczową rolę odgrywa tu jednak jedno bóstwo - Loki.
Właśnie skończyłem Mitologię Nordycką, którą polecam szczególnie fanom serialowych "Wikingów". Poznacie bliżej Odyna, Thora, olbrzymów, zdolnych karłów oraz inne ciekawe postacie pełne cech boskich oraz bardzo ludzkich słabości. Kluczową rolę odgrywa tu jednak jedno bóstwo - Loki.
Loki, to mistrz komplikacji, tarapatów, podstępów i intryg. Jest zdecydowanym "bogiem" tej mitologii.
Gaiman po raz kolejny wciągnął mnie w świat swoich boskich opowieści. Zrobił to ze smakiem, zasysając do środka strona po stronie. Kolejna książka pochłonięta w jeden wakacyjny dzień, zakończona z satysfakcją i powrotnymi myślami do nordyckich mitów. Są boskie!
Gaiman po raz kolejny wciągnął mnie w świat swoich boskich opowieści. Zrobił to ze smakiem, zasysając do środka strona po stronie. Kolejna książka pochłonięta w jeden wakacyjny dzień, zakończona z satysfakcją i powrotnymi myślami do nordyckich mitów. Są boskie!
Etykiety:
Loki,
Mitologia Nordycka,
Neil Gaiman,
Wikingowie
niedziela, 9 lipca 2017
Duchowość żółwia
Byliśmy na "Czerwonym Żółwiu". Film obejrzeliśmy w Kinotece, w kameralnej sali nr 6, co już na starcie nadało klimat seansowi. Nie zamęczono nas reklamami, co też było miłe. Tyle w temacie fizycznego przygotowania do odbioru.
Czerwony żółw to bardzo ładnie opowiedziana historia. Chwila po chwili animacja wciągała nas w swój świat, swoją legendę, opowieść. Było sporo już sprawdzonych motywów. Był rozbitek, była wyspa, była tratwa, słodka woda na wyspie. Pocieszne pingwiny z Madagaskaru zastąpiły ciekawskie kraby. Były też dramatyczne chwile, pusta butelka bez listu przyniesiona przez fale. Była przede wszystkim historia pobudzająca wyobraźnię, zaglądająca do duszy a nie tylko romantycznych uniesień i trzymania się za rękę.
Kim jest Czerwony Żółw? Pochodzi z mitów, z chorej wyobraźni czy może pośmiertnej wizji? A może to oceaniczny anioł stróż, przewodnik między światami. Zajrzyjcie na seans i poszukajcie własnej odpowiedzi. Warto obejrzeć, zwolnić i zanurzyć się w miejsca, w których możemy spotkać przyjazne żółwie, dusze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)